Aktualności
Menu lewe
Łódzki Teatr Wielki wśród największych
data dodania:
21.10.2021rozmowa z Dariuszem Stachurą, dyrektorem Teatru Wielkiego w Łodzi
Sezon artystyczny, który minął był nie tylko dla Teatru Wielkiego w Łodzi szczególny, ponieważ szybko nadszedł lockdown i dopiero niemal tuż przed wakacjami można było zaprosić publiczność do zajmowania części widowni. Jak sobie poradziliście? Jakie były Wasze doświadczenia związane z prezentacją teatralnych wydarzeń w internecie?
Przygotowując sezon myśleliśmy już o dwóch wariantach pracy: z widownią na żywo i bez widowni, online. Okazało się, że ten drugi wariant objął większą część sezonu. Musieliśmy pracować w internecie i przygotowywać przedstawienia oraz koncerty przeznaczone do prezentacji w sieci. Oczywiście, zmiana warunków naszych działań sprawiła, że niektóre z zaplanowanych wcześniej projektów, musieliśmy poprzekładać na inne terminy, a jeszcze z innych na razie zrezygnować. Pojawiły się niespotykane wcześniej problemy, a scenariusz pisał Covid. Udało nam się jednak zrealizować online bardzo dużo udanych propozycji, zrobiliśmy ich wykaz na naszej stronie internetowej i Facebooku. Współpracowaliśmy w tym czasie z Michałem Znanieckim, któremu udało się być w naszym teatrze, ale pracował też z nami online. Przygotował przedstawienie "Głosu ludzkiego" Francisa Poulenca – pięknie zaśpiewała w nim nasza primadonna, Joanna Woś, efekt był znakomity. A ponieważ to jednoaktówka, zdecydowałem dodać drugi tytuł – "Trouble in Tahiti" Leonarda Bernsteina, by powstał pełny spektakl, ku zadowoleniu publiczności, także w reżyserii Michała Znanieckiego. Po sukcesie tego przedstawienia doszliśmy wspólnie do wniosku, że zrobimy dużą operę, "Don Carlosa" Giuseppe Verdiego, w wersji koncertowej. Zależało mi jednak, by nie było to wystawienie, w którym soliści stoją przed pulpitami z nutami, a za nimi gra orkiestra, tylko coś wyjątkowego, spektakularnego. Wpadłem na pomysł, by tłem dla muzyki stały się obrazy wybitnego malarza, Wojciecha Siudmaka, z którym się przyjaźnię i by one były inspiracją dla scenicznej inscenizacji. Zaproponowałem Michałowi, by wzbogacić to jeszcze elementami baletowymi, wprowadzić pomiędzy obrazy chór, solistów ustawić na proscenium, całość zaś zbliżyć jak najbardziej do pełnowymiarowej premiery. Michał nadał temu znakomitą formę, dzięki której mogę zapraszać do udziału w tej produkcji wokalne gwiazdy z Polski i ze świata, wprowadzając je na łódzką scenę po zaledwie dwóch-trzech próbach. I szczycić się wspaniałym wydarzeniem w Teatrze Wielkim w Łodzi o zasięgu krajowym. Myślę, że takie przedsięwzięcie warto mieć w repertuarze, bo daje duże możliwości gościnnego udziału najznakomitszych solistów, a jednocześnie pozwala kreować wyjątkowe wieczory, o których będzie głośno w całej Polsce. Dowiódł tego premierowy wieczór na naszej scenie, w którym wystąpili między innymi Aleksandra Kurzak, Roberto Alagna, Rafał Siwek, Andrzej Dobber, Monika Ledzion-Porczyńska i nasz Robert Ulatowski. Była to wspaniała uczta artystyczna, gratulacji otrzymaliśmy mnóstwo, koncert prezentowała TVP Kultura. Co ciekawe, właśnie forma koncertu inscenizowanego była efektem wymuszonych przez Covid oszczędności, a umożliwiła nam ona sprowadzenie do Łodzi gwiazd tak wielkiego formatu.
Promocyjnie można mówić o dużym sukcesie. Czy również dało to energię do realizacji podobnych przedsięwzięć samemu teatrowi?
Sprawdziliśmy, że potrafimy coś takiego zrobić, zorganizować, zaprosić gwiazdy, spełnić wszelkie wymagania, a z drugiej strony pokazaliśmy, że Teatr Wielki i Łódź są otwarte na cały świat, miejscem godnym do takich wydarzeń. Czuliśmy się do tego szczególnie zobowiązani, jako instytucja współprowadzona przez Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, a nawet udało mi się pozyskać nowego mecenasa opery łódzkiej, czyli PGE Polską Grupę Energetyczną. I na tym nie koniec, bo prowadzimy rozmowy nad zaproszeniem do współpracy z nami kolejnych firm, czempionów polskiej gospodarki. Właśnie takie atrakcyjne pod względem promocyjnym wydarzenia są istotnym argumentem podczas negocjacji. A naszą ambicją jest, byśmy byli Teatrem naprawdę Wielkim, co najmniej drugą tego rodzaju instytucją w Polsce, po Operze Narodowej.
Nie da się ukryć, że "Don Carlos" wykazał również, że w Łodzi jest publiczność głodna tego rodzaju wydarzeń.
Tak, i ta publiczność rzeczywiście bardzo tęskni za takimi spotkaniami. Dało się silnie odczuć, że łódzcy melomani od lat czekali na takie wydarzenie i mogliśmy jedynie żałować, że odbyło się ono w pandemii i nie mogliśmy otworzyć w stu procentach widowni dla zainteresowanych. Daliśmy jednak miłośnikom teatru wyraźny sygnał, że będziemy takie wydarzenia organizować, jesteśmy do nich przygotowani - oczywiście, starając się pozyskiwać na nie fundusze zewnętrzne na tyle, na ile będzie to możliwe.
Poza "Don Carlosem" były też inne produkcje, na których kształt wpłynęła pandemia koronawirusa.
Udało nam się zrobić operę "Don Pasquale" Gaetano Donizettiego w reżyserii Michała Znanieckiego i pod kierownictwem muzycznym Tadeusza Kozłowskiego, której premiera odbyła się online. Reżyser zastosował tu takie rozstawienie muzyków orkiestry, by zachować wszelkie rygory bezpieczeństwa. Takie działania podjęliśmy również przy "Don Carlosie", rozdzielając muzyków orkiestry na dwóch poziomach. Pragnę zwrócić uwagę, że także balet "Grek Zorba" Mikisa Theodorakisa w choreografii Lorki Masine'a też zaistniał na naszej scenie, że się tak wyrażę, nieco połowicznie. Mogliśmy doprowadzić do długo oklaskiwanej premiery, ale zaraz potem nastąpił lockdown i nie mogliśmy pokazywać spektaklu tak intensywnie, jak byśmy chcieli. Gdy ponownie otwarto teatry w reżimie sanitarnym, tylko dzięki temu, że przedstawienie zrobiliśmy do podkładu muzycznego, a nie z orkiestrą grającą na żywo, mogliśmy je pokazywać częściej.
Wszystkie te tytuły świadczą o tym, że stawia Pan na szeroką repertuarową różnorodność.
To prawda. Owa różnorodność powoduje bowiem, że repertuar jest tak bogaty, iż naprawdę każdy z widzów może znaleźć coś dla siebie. Mamy propozycje dla miłośników tradycyjnej formy, ale również dla melomanów rozkochanych w muzyce współczesnej. A jednocześnie staramy się nadać poszczególnym propozycjom taką formę, by była ona zachęcająca i atrakcyjna również dla widzów, którym konkretna stylistyka muzyczna nie była dotychczas bliska. Przykładem może być inscenizacja "Trouble in Tahiti", wprowadzająca publiczność tuż przed wykorzystywaną podczas spektaklu scenę obrotową i sprawiająca, że widzowie mają wyjątkowo bliski, kameralny kontakt z artystami. Nasze działania są nastawione przede wszystkim na to, by zachęcić publiczność do jak najczęstszych odwiedzin teatru, ale również, by nieustannie zdobywać nowych widzów. Pomysłów mam wiele, ale ich realizacja w dużej mierze zależy od tego, czy Covid nam w końcu "odpuści".
Jakimi jeszcze działaniami chciałby Pan wzbogacić podstawową funkcję teatru, czyli granie pełnowymiarowych przedstawień?
Jednym z projektów jest zorganizowanie w naszym teatrze wielkiego festiwalu wokalnego. Mamy piękny, lubiany, o olbrzymiej tradycji festiwal baletowy, czyli Łódzkie Spotkania Baletowe, ale moją ambicją jest stworzenie podobnej rangi wydarzenia wokalnego. Będę rozmawiał ze znaczącymi festiwalami zagranicznymi, byśmy mogli wymieniać się artystami, by do nas przyjeżdżali soliści ze świata, a i nasi soliści śpiewali na zagranicznych scenach. Nie wyobrażam sobie, żeby to nie zaistniało, bo przecież opiekowanie się sztuką wokalną i jej promowanie to jedno z zadań, dla których Teatr Wielki został powołany. Już w przyszłym roku pragnę zrobić pierwszą edycję festiwalu, który na razie nazywam festiwalem muzyki świata. O wydarzeniach i gościach na razie mówić nie mogę, ale zapewniam, że chcę zapraszać najznakomitszych.
Przeniósł Pan też do Teatru Wielkiego w Łodzi Turniej Akademii Muzycznych. Jak on będzie się rozwijał?
Korzystam tu ze swoich różnorodnych doświadczeń. Zanim objąłem stanowisko dyrektora Teatru Wielkiego, przez wiele lat prowadziłem własną agencję artystyczną, nigdy też nie przestałem śpiewać. Założyłem również Fundację Canto Pro Classica, która miała w założeniu promowanie polskiej kultury i młodych talentów. Teraz fundację i agencję przekazałem w drugie ręce. Ale od kilku lat, organizując swój festiwal w Ciechocinku, przygotowywałem turnieje polskich akademii muzycznych. A ponieważ w instytucjonalnym teatrze są lepsze warunki dla takiego przedsięwzięcia, przeniosłem ów turniej, na czas mojej kadencji, do Teatru Wielkiego. Uważam, że właśnie w łódzkiej operze powinien odbywać się konkurs wyszukujący młode, wokalne talenty z całej Polski. Chciałbym by był to teatr, w którym występują najbardziej znani soliści, ale jest on również sceną debiutów, od której swoją karierę zacznie przyszła gwiazda światowego formatu. Myślę o tym, żeby to były naprawdę poważne debiuty, czyli żeby jedną z nagród dla laureata był udział w naszej teatralnej premierze lub co najmniej koncert. Nie chcę też, by cokolwiek straciła publiczność w Ciechocinku, dlatego laureatów ostatniego turnieju, który odbył się już w Łodzi, zaprosiłem na ten festiwal.
Jakie są pańskie plany na zbliżający się, nowy sezon artystyczny, któremu, miejmy nadzieję, nie zagrozi już lockdown?
Nowy sezon zmuszeni jesteśmy budować w dużej mierze z tego, co nie udało nam się zrealizować w poprzednim sezonie. Rozpoczęliśmy 1 października, w przeddzień inauguracji XVIII Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego, premierą opery „Chopin“ autorstwa włoskiego kompozytora Giacomo Oreficego, w reżyserii Hanny Marasz, pod kierownictwem muzycznym Adama Banaszaka. To piękna opowieść i niepowtarzalna muzyka Fryderyka Chopina urozmaicona popisami wokalno-aktorskimi. Spektakl poprzedził recital fortepianowy Łukasza Krupińskiego, jednego z najlepszych pianistów poprzedniej edycji konkursu Chopinowskiego. Wykorzystano w nim obrazy Wojciecha Siudmaka w wizualizacjach Emilii Sadowskiej. W foyer Teatru odbył się również wernisaż rysunków Wojciecha Siudmaka stworzonych do „Nokturnów“ Fryderyka Chopina, otwarcia dokonał artysta osobiście.
Następnie przygotujemy "Wesele Figara" Mozarta w stylu kolonialnym, ze scenografią profesora Pawła Dobrzyckiego i w reżyserii Roberto Skolmowskiego. Po nowym roku planujemy premierę operetki "Księżniczka czardasza" Emmericha Kálmána w reżyserii Wojciecha Adamczyka. Szykujemy także tryptyk baletowy oraz z myślą o młodszej widowni bajkę baletową. Na zakończenie sezonu zaś chcemy przedstawić projekt przeniesiony z tego sezonu, czyli musical "Korczak" Chrisa Williamsa i Nicka Stimsona. Rozmawiamy z UNESCO, by premiera odbyła się pod auspicjami tej organizacji. Ma to być widowisko adresowane zarówno do publiczności dorosłej, ale również a może przede wszystkim do młodzieży. Ostatnim wydarzeniem będzie wspomniany festiwal wokalny – w tym miejscu zdradzę zatem już, że do współpracy zaprosiliśmy znakomitego muzyka i aranżera amerykańskiego, Christophera Tina. Być może to wydarzenie będzie miało swoją kontynuację w Uniejowie na początku lipca przyszłego roku. A dopiero na jesień przyszłego roku, ze względu na pandemię, mogliśmy przenieść Łódzkie Spotkania Baletowe. To przedsięwzięcie wymagające planowania z dużym wyprzedzeniem i to pod warunkiem, że nie przeszkodzi Covid.
Czy objęcie stanowiska dyrektora tak dużej instytucji mocno zmienia życie?
W sposób niewypowiedziany. Tym bardziej, że ja traktuję stanowisko dyrektora teatru nie tylko jako zajęcie, ale i misję. Spoglądam na dorobek wszystkich moich wspaniałych poprzedników, korzystam z ich wizji, skromnie wzbogacając je o własne pragnienia i przemyślenia. Uważam, że dyrektorowanie tak dużej instytucji to z jednej strony troska o wszystkich jej pracowników, praca nad tym, by cały organizm sprawnie funkcjonował, ale również wychodzenie naprzeciw oczekiwaniom publiczności. Pragnę, by teatr był dla widzów wytchnieniem od trudów codzienności, miejscem, gdzie obcuje się z pięknem, sztuką i wspaniałymi artystami. By po spektaklu nasz teatr opuszczali ludzie zachwyceni, uśmiechnięci, ale i skłonieni do refleksji. Moim zadaniem jest wsłuchiwanie się w głos publiczności, rozmawianie z nią, dowiadywanie się, jakie tytuły jej zdaniem należałoby na naszą scenę wprowadzić, a do jakich może należałoby wrócić. Zrobię wszystko, by Teatr Wielki w Łodzi był żywą, ważną, dynamiczną, dobrze zarządzaną instytucją o znaczeniu ogólnokrajowym. Jestem przekonany, że moi najbliżsi doskonale to rozumieją i dlatego mnie w tym wspierają i będą wspierać.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Dariusz Pawłowski
fot. Joanna Miklaszewska
Przygotowując sezon myśleliśmy już o dwóch wariantach pracy: z widownią na żywo i bez widowni, online. Okazało się, że ten drugi wariant objął większą część sezonu. Musieliśmy pracować w internecie i przygotowywać przedstawienia oraz koncerty przeznaczone do prezentacji w sieci. Oczywiście, zmiana warunków naszych działań sprawiła, że niektóre z zaplanowanych wcześniej projektów, musieliśmy poprzekładać na inne terminy, a jeszcze z innych na razie zrezygnować. Pojawiły się niespotykane wcześniej problemy, a scenariusz pisał Covid. Udało nam się jednak zrealizować online bardzo dużo udanych propozycji, zrobiliśmy ich wykaz na naszej stronie internetowej i Facebooku. Współpracowaliśmy w tym czasie z Michałem Znanieckim, któremu udało się być w naszym teatrze, ale pracował też z nami online. Przygotował przedstawienie "Głosu ludzkiego" Francisa Poulenca – pięknie zaśpiewała w nim nasza primadonna, Joanna Woś, efekt był znakomity. A ponieważ to jednoaktówka, zdecydowałem dodać drugi tytuł – "Trouble in Tahiti" Leonarda Bernsteina, by powstał pełny spektakl, ku zadowoleniu publiczności, także w reżyserii Michała Znanieckiego. Po sukcesie tego przedstawienia doszliśmy wspólnie do wniosku, że zrobimy dużą operę, "Don Carlosa" Giuseppe Verdiego, w wersji koncertowej. Zależało mi jednak, by nie było to wystawienie, w którym soliści stoją przed pulpitami z nutami, a za nimi gra orkiestra, tylko coś wyjątkowego, spektakularnego. Wpadłem na pomysł, by tłem dla muzyki stały się obrazy wybitnego malarza, Wojciecha Siudmaka, z którym się przyjaźnię i by one były inspiracją dla scenicznej inscenizacji. Zaproponowałem Michałowi, by wzbogacić to jeszcze elementami baletowymi, wprowadzić pomiędzy obrazy chór, solistów ustawić na proscenium, całość zaś zbliżyć jak najbardziej do pełnowymiarowej premiery. Michał nadał temu znakomitą formę, dzięki której mogę zapraszać do udziału w tej produkcji wokalne gwiazdy z Polski i ze świata, wprowadzając je na łódzką scenę po zaledwie dwóch-trzech próbach. I szczycić się wspaniałym wydarzeniem w Teatrze Wielkim w Łodzi o zasięgu krajowym. Myślę, że takie przedsięwzięcie warto mieć w repertuarze, bo daje duże możliwości gościnnego udziału najznakomitszych solistów, a jednocześnie pozwala kreować wyjątkowe wieczory, o których będzie głośno w całej Polsce. Dowiódł tego premierowy wieczór na naszej scenie, w którym wystąpili między innymi Aleksandra Kurzak, Roberto Alagna, Rafał Siwek, Andrzej Dobber, Monika Ledzion-Porczyńska i nasz Robert Ulatowski. Była to wspaniała uczta artystyczna, gratulacji otrzymaliśmy mnóstwo, koncert prezentowała TVP Kultura. Co ciekawe, właśnie forma koncertu inscenizowanego była efektem wymuszonych przez Covid oszczędności, a umożliwiła nam ona sprowadzenie do Łodzi gwiazd tak wielkiego formatu.
Promocyjnie można mówić o dużym sukcesie. Czy również dało to energię do realizacji podobnych przedsięwzięć samemu teatrowi?
Sprawdziliśmy, że potrafimy coś takiego zrobić, zorganizować, zaprosić gwiazdy, spełnić wszelkie wymagania, a z drugiej strony pokazaliśmy, że Teatr Wielki i Łódź są otwarte na cały świat, miejscem godnym do takich wydarzeń. Czuliśmy się do tego szczególnie zobowiązani, jako instytucja współprowadzona przez Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, a nawet udało mi się pozyskać nowego mecenasa opery łódzkiej, czyli PGE Polską Grupę Energetyczną. I na tym nie koniec, bo prowadzimy rozmowy nad zaproszeniem do współpracy z nami kolejnych firm, czempionów polskiej gospodarki. Właśnie takie atrakcyjne pod względem promocyjnym wydarzenia są istotnym argumentem podczas negocjacji. A naszą ambicją jest, byśmy byli Teatrem naprawdę Wielkim, co najmniej drugą tego rodzaju instytucją w Polsce, po Operze Narodowej.
Nie da się ukryć, że "Don Carlos" wykazał również, że w Łodzi jest publiczność głodna tego rodzaju wydarzeń.
Tak, i ta publiczność rzeczywiście bardzo tęskni za takimi spotkaniami. Dało się silnie odczuć, że łódzcy melomani od lat czekali na takie wydarzenie i mogliśmy jedynie żałować, że odbyło się ono w pandemii i nie mogliśmy otworzyć w stu procentach widowni dla zainteresowanych. Daliśmy jednak miłośnikom teatru wyraźny sygnał, że będziemy takie wydarzenia organizować, jesteśmy do nich przygotowani - oczywiście, starając się pozyskiwać na nie fundusze zewnętrzne na tyle, na ile będzie to możliwe.
Poza "Don Carlosem" były też inne produkcje, na których kształt wpłynęła pandemia koronawirusa.
Udało nam się zrobić operę "Don Pasquale" Gaetano Donizettiego w reżyserii Michała Znanieckiego i pod kierownictwem muzycznym Tadeusza Kozłowskiego, której premiera odbyła się online. Reżyser zastosował tu takie rozstawienie muzyków orkiestry, by zachować wszelkie rygory bezpieczeństwa. Takie działania podjęliśmy również przy "Don Carlosie", rozdzielając muzyków orkiestry na dwóch poziomach. Pragnę zwrócić uwagę, że także balet "Grek Zorba" Mikisa Theodorakisa w choreografii Lorki Masine'a też zaistniał na naszej scenie, że się tak wyrażę, nieco połowicznie. Mogliśmy doprowadzić do długo oklaskiwanej premiery, ale zaraz potem nastąpił lockdown i nie mogliśmy pokazywać spektaklu tak intensywnie, jak byśmy chcieli. Gdy ponownie otwarto teatry w reżimie sanitarnym, tylko dzięki temu, że przedstawienie zrobiliśmy do podkładu muzycznego, a nie z orkiestrą grającą na żywo, mogliśmy je pokazywać częściej.
Wszystkie te tytuły świadczą o tym, że stawia Pan na szeroką repertuarową różnorodność.
To prawda. Owa różnorodność powoduje bowiem, że repertuar jest tak bogaty, iż naprawdę każdy z widzów może znaleźć coś dla siebie. Mamy propozycje dla miłośników tradycyjnej formy, ale również dla melomanów rozkochanych w muzyce współczesnej. A jednocześnie staramy się nadać poszczególnym propozycjom taką formę, by była ona zachęcająca i atrakcyjna również dla widzów, którym konkretna stylistyka muzyczna nie była dotychczas bliska. Przykładem może być inscenizacja "Trouble in Tahiti", wprowadzająca publiczność tuż przed wykorzystywaną podczas spektaklu scenę obrotową i sprawiająca, że widzowie mają wyjątkowo bliski, kameralny kontakt z artystami. Nasze działania są nastawione przede wszystkim na to, by zachęcić publiczność do jak najczęstszych odwiedzin teatru, ale również, by nieustannie zdobywać nowych widzów. Pomysłów mam wiele, ale ich realizacja w dużej mierze zależy od tego, czy Covid nam w końcu "odpuści".
Jakimi jeszcze działaniami chciałby Pan wzbogacić podstawową funkcję teatru, czyli granie pełnowymiarowych przedstawień?
Jednym z projektów jest zorganizowanie w naszym teatrze wielkiego festiwalu wokalnego. Mamy piękny, lubiany, o olbrzymiej tradycji festiwal baletowy, czyli Łódzkie Spotkania Baletowe, ale moją ambicją jest stworzenie podobnej rangi wydarzenia wokalnego. Będę rozmawiał ze znaczącymi festiwalami zagranicznymi, byśmy mogli wymieniać się artystami, by do nas przyjeżdżali soliści ze świata, a i nasi soliści śpiewali na zagranicznych scenach. Nie wyobrażam sobie, żeby to nie zaistniało, bo przecież opiekowanie się sztuką wokalną i jej promowanie to jedno z zadań, dla których Teatr Wielki został powołany. Już w przyszłym roku pragnę zrobić pierwszą edycję festiwalu, który na razie nazywam festiwalem muzyki świata. O wydarzeniach i gościach na razie mówić nie mogę, ale zapewniam, że chcę zapraszać najznakomitszych.
Przeniósł Pan też do Teatru Wielkiego w Łodzi Turniej Akademii Muzycznych. Jak on będzie się rozwijał?
Korzystam tu ze swoich różnorodnych doświadczeń. Zanim objąłem stanowisko dyrektora Teatru Wielkiego, przez wiele lat prowadziłem własną agencję artystyczną, nigdy też nie przestałem śpiewać. Założyłem również Fundację Canto Pro Classica, która miała w założeniu promowanie polskiej kultury i młodych talentów. Teraz fundację i agencję przekazałem w drugie ręce. Ale od kilku lat, organizując swój festiwal w Ciechocinku, przygotowywałem turnieje polskich akademii muzycznych. A ponieważ w instytucjonalnym teatrze są lepsze warunki dla takiego przedsięwzięcia, przeniosłem ów turniej, na czas mojej kadencji, do Teatru Wielkiego. Uważam, że właśnie w łódzkiej operze powinien odbywać się konkurs wyszukujący młode, wokalne talenty z całej Polski. Chciałbym by był to teatr, w którym występują najbardziej znani soliści, ale jest on również sceną debiutów, od której swoją karierę zacznie przyszła gwiazda światowego formatu. Myślę o tym, żeby to były naprawdę poważne debiuty, czyli żeby jedną z nagród dla laureata był udział w naszej teatralnej premierze lub co najmniej koncert. Nie chcę też, by cokolwiek straciła publiczność w Ciechocinku, dlatego laureatów ostatniego turnieju, który odbył się już w Łodzi, zaprosiłem na ten festiwal.
Jakie są pańskie plany na zbliżający się, nowy sezon artystyczny, któremu, miejmy nadzieję, nie zagrozi już lockdown?
Nowy sezon zmuszeni jesteśmy budować w dużej mierze z tego, co nie udało nam się zrealizować w poprzednim sezonie. Rozpoczęliśmy 1 października, w przeddzień inauguracji XVIII Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego, premierą opery „Chopin“ autorstwa włoskiego kompozytora Giacomo Oreficego, w reżyserii Hanny Marasz, pod kierownictwem muzycznym Adama Banaszaka. To piękna opowieść i niepowtarzalna muzyka Fryderyka Chopina urozmaicona popisami wokalno-aktorskimi. Spektakl poprzedził recital fortepianowy Łukasza Krupińskiego, jednego z najlepszych pianistów poprzedniej edycji konkursu Chopinowskiego. Wykorzystano w nim obrazy Wojciecha Siudmaka w wizualizacjach Emilii Sadowskiej. W foyer Teatru odbył się również wernisaż rysunków Wojciecha Siudmaka stworzonych do „Nokturnów“ Fryderyka Chopina, otwarcia dokonał artysta osobiście.
Następnie przygotujemy "Wesele Figara" Mozarta w stylu kolonialnym, ze scenografią profesora Pawła Dobrzyckiego i w reżyserii Roberto Skolmowskiego. Po nowym roku planujemy premierę operetki "Księżniczka czardasza" Emmericha Kálmána w reżyserii Wojciecha Adamczyka. Szykujemy także tryptyk baletowy oraz z myślą o młodszej widowni bajkę baletową. Na zakończenie sezonu zaś chcemy przedstawić projekt przeniesiony z tego sezonu, czyli musical "Korczak" Chrisa Williamsa i Nicka Stimsona. Rozmawiamy z UNESCO, by premiera odbyła się pod auspicjami tej organizacji. Ma to być widowisko adresowane zarówno do publiczności dorosłej, ale również a może przede wszystkim do młodzieży. Ostatnim wydarzeniem będzie wspomniany festiwal wokalny – w tym miejscu zdradzę zatem już, że do współpracy zaprosiliśmy znakomitego muzyka i aranżera amerykańskiego, Christophera Tina. Być może to wydarzenie będzie miało swoją kontynuację w Uniejowie na początku lipca przyszłego roku. A dopiero na jesień przyszłego roku, ze względu na pandemię, mogliśmy przenieść Łódzkie Spotkania Baletowe. To przedsięwzięcie wymagające planowania z dużym wyprzedzeniem i to pod warunkiem, że nie przeszkodzi Covid.
Czy objęcie stanowiska dyrektora tak dużej instytucji mocno zmienia życie?
W sposób niewypowiedziany. Tym bardziej, że ja traktuję stanowisko dyrektora teatru nie tylko jako zajęcie, ale i misję. Spoglądam na dorobek wszystkich moich wspaniałych poprzedników, korzystam z ich wizji, skromnie wzbogacając je o własne pragnienia i przemyślenia. Uważam, że dyrektorowanie tak dużej instytucji to z jednej strony troska o wszystkich jej pracowników, praca nad tym, by cały organizm sprawnie funkcjonował, ale również wychodzenie naprzeciw oczekiwaniom publiczności. Pragnę, by teatr był dla widzów wytchnieniem od trudów codzienności, miejscem, gdzie obcuje się z pięknem, sztuką i wspaniałymi artystami. By po spektaklu nasz teatr opuszczali ludzie zachwyceni, uśmiechnięci, ale i skłonieni do refleksji. Moim zadaniem jest wsłuchiwanie się w głos publiczności, rozmawianie z nią, dowiadywanie się, jakie tytuły jej zdaniem należałoby na naszą scenę wprowadzić, a do jakich może należałoby wrócić. Zrobię wszystko, by Teatr Wielki w Łodzi był żywą, ważną, dynamiczną, dobrze zarządzaną instytucją o znaczeniu ogólnokrajowym. Jestem przekonany, że moi najbliżsi doskonale to rozumieją i dlatego mnie w tym wspierają i będą wspierać.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Dariusz Pawłowski
fot. Joanna Miklaszewska
design by fast4net